85-150 zł – tyle może wynosić wysokość opłaty rekrutacyjnej, którą każdy kandydat na studia musi wnieść w określonym przez daną uczelnię terminie. Dla uczelni to spory zastrzyk gotówki. „Rzeczpospolita” w wydaniu z dnia 21.04.2015 r. zwraca uwagę na fakt, że w niektórych szkołach wyższych termin rekrutacji upływa przed terminem ogłoszenia wyników z egzaminów dojrzałości. Znając te wyniki wcześniej, część abiturientów nie zdecydowałaby się, być może, na udział w rekrutacji tam, gdzie z powodu niskich ocen z matury nie mieliby możliwości się dostać.

- Biorąc pod uwagę, że na jedno miejsce przypada nawet kilkunastu kandydatów, wnoszone przez nich opłaty mogą być dla uczelni zauważalnym zastrzykiem gotówki. W części rankingów popularność uczelni mierzy się też liczbą kandydatów na miejsce. Takie wczesne zamykanie rekrutacji może je zafałszowywać, gdyż studenci muszą kierować się odczuciami z egzaminu, a nie realną oceną – mówi Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów RP.

Uczelnie, ustalając wysokość opłaty rekrutacyjnej, postępują zgodnie z wytycznymi rozporządzenia ministra nauki i szkolnictwa wyższego, z którego wynika, że to rektor ustala ich wysokość dostosowaną do faktycznych kosztów związanych z rekrutacją. „Znamienne, że uczelnie pobierają zazwyczaj najwyższą możliwą opłatę, choć często postępowanie ogranicza się do wpisania danych do systemu” – czytamy w „Rzeczpospolitej”.

Opłata rekrutacyjna dla technik dentystycznych na Uniwersytecie Gdańskim wynosi 150 zł. Osoba, która przystępuje do rekrutacji na kilku uczelniach lub kierunkach, musi zapłacić za każde postępowanie. Daje to minimum kilkaset złotych wydatków. Całość opłat rekrutacyjnych ponoszą abiturienci, ponieważ nie ma szans na sfinansowanie tych wydatków z budżetu państwa.

Źródło: „Rzeczpospolita”